Wciąż niezłe wskaźniki gospodarcze, ale i coraz większe obawy – tak można by scharakteryzować ostatnie nastroje w gospodarce. Nikt we wrześniu nie zwiastował jeszcze czegoś niepokojącego, ale nastrój niepewności jest coraz powszechniejszy. 

Wrzesień przyniósł ważny na pierwszy rzut oka, przynajmniej z psychologicznego punktu widzenia, przełom. Stopa bezrobocia po wielu latach wróciła, według szacunków resortu pracy, do poziomu jednocyfrowego. Wydawałoby się, że powody do świętowania są, bo bezrobocie było wskazywane jako jedna z największych bolączek polskiej gospodarki, a jednak wiadomość ta przeszła niemal bez echa. I to nie dlatego, że zaniknęła w zgiełku kampanii wyborczej. Każdej pozytywnej informacji płynącej z gospodarki  towarzyszyło kilka gorszych. Najwierniej oddającym gospodarcze realia września byłoby stwierdzenie „jest nieźle, ale…”, przy czym słowo „ale” jest kluczowe.
 
W tym kontekście nawet wskaźniki bezrobocia nieco bledną – ekonomiści zwracają  uwagę, że wraz zakończeniem prac sezonowych jesienią, stopa bezrobocia zacznie wzrastać na powrót do poziomu dwucyfrowego. Wprawdzie według Eurostatu psychologiczną granicę 10 proc. w dół dawno już pokonaliśmy. Europejscy statystycy posługując się doskonalszą według ekonomistów, metodologią BAEL, szacują polskie bezrobocie na nieco ponad 7 proc. znacznie poniżej średniej unijnej. 
 
Nawet przy tych zastrzeżeniach bezrobocie stanowi jaśniejszy punkt. A ciemniejsze? Jest ich wiele. Według danych GUS w sierpniu produkcja wzrosła o 5,3 proc. Na pozór cieszy, ale…. No właśnie, „ale”. Po pierwsze ekonomiści oczekiwali znacznie szybszego wzrostu, a warto też dodać, że w stosunku do lipca produkcja spadła o ponad 7 proc. Jeżeli dodamy do tego badania koniunktury PMI dla polskiego przemysłu – wrzesień był kolejnym miesiącem spadku – do 50,9 pkt z 51,1 w sierpniu. Powodów do optymizmu jest więc coraz mniej. 
 
Nastroje popsuły jeszcze bardziej dane dot. sprzedaży detalicznej. W sierpniu według GUS spadła ona w ujęciu rocznym o 0,3 proc. a wszystko to przy coraz mniejszym bezrobociu i rosnących płacach i wciąż pogłębiającej się (ku konsternacji ekonomistów) deflacji. W sierpniu ceny spadły wg. GUS o 0,8 proc. Z drugiej jednak strony najnowsze dane NBP wskazują na odbicie akcji kredytowej, a to zwiastowałoby raczej szybszy wzrost gospodarczy. 
Na razie jednak „plusy ujemne” przeważają nad dodatnimi i stąd coraz więcej analityków koryguje w dół prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski. Np. ekonomiści Plus Bank przewidują, że w czwartym kwartale tego roku i pierwszym przyszłego tempo wzrostu gospodarczego spadnie poniżej 3 proc. Nawet jeśli nie wszyscy analitycy podzielają te prognozy, to opinia, że zakładany przez rząd wzrost gospodarczy o 3,8 proc. jest mocno na wyrost, staje się coraz powszechniejsza. 
 
Niepewność potęgują czynniki zewnętrzne, przede wszystkim rosnące obawy o gospodarkę Chin, gdzie zakładany przez władze w Pekinie 7,5 proc. wzrost gospodarczy staje pod coraz większym znakiem zapytania. Część ekonomistów uważa zresztą podawane przez chińskie władze dane gospodarcze za propagandę i szacuje wzrost gospodarczy w Państwie Środka (opierając się np. na zużyciu energii) na ok 4 proc. Chińskie hamowanie oznacza kłopoty dla wielu europejskich gospodarek, których wzrost napędzany był w znacznym stopniu eksportem do Chin – przede wszystkim Niemiec. Ponieważ zaś Niemcy są naszym głównym partnerem handlowym, a polskie firmy są poddostawcami wielu niemieckich eksporterów, polska gospodarka może rykoszetem odczuć to co się dzieje za Wielkim Murem. Jeśli dodamy do tego aferę Volkswagena, która może kosztować ten koncern dziesiątki miliardów euro, czego efektem może być cięcie kosztów i zamrożenie inwestycji (a jedną z ostatnich rozpoczętych była w Polsce) widać, że niepokojących sygnałów, nie tylko nad polskiej gospodarki, jest coraz więcej.
 
Są tacy, jak główny ekonomista Citigroup Willem Buiter, którzy nie wykluczają nawet powrotu globalnej recesji. Jego zdaniem prawdopodobieństwo ześlizgnięcia się świata w recesję w 2016 roku i jej kontynuacji w 2017 wynosi obecnie 55 procent. Głównym czynnikiem ryzyka jest właśnie hamowanie w Chinach. Na razie jest w tych kasandrycznych prognozach odosobniony, ale nie da się ukryć, że obecnie to Chiny a nie Grecja spędzają sen z powiek liderom europejskiej gospodarki. Może za wcześnie na bezsenne noce, ale spokojny i beztroski sen w najbliższych latach też nam raczej nie grozi.
 
Tekst pochodzi z serwisu Dźwignia Biznesu – Strefa Wystawcy, którego partnere jest InfoCredit.
 
Copyright by InfoCredit. Design by TWINS STUDIO

Wykorzystujemy technologię plików cookies. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowanie na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.
Korzystając z witryny InfoCredit wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies, zgodnie z ustawieniami przeglądarki.
Więcej informacji w Polityce prywatności.Zamknij komunikat